czwartek, sierpnia 17, 2006

strażnica z 1 lipca 2006, strona 26-30

Od czasu do czasu mam nadzieję publikować moje przemyślenia na temat aktualnych artykułów do studium strażnicy, lub lektury innych publikacji Towarzystwa Strażnica. Zaczynam od w miarę aktualnego czasopisma - tak jak w tytule notki.

Pierwsza wątpliwość - już w pierwszym akapicie - cytat Tertuliana "Niech [dzieci] stają się chrześcijanami, gdy są w stanie poznać Chrystusa". Nasuwa mi się pytanie - czy takie 12-16 letnie dziecko przyjmujące chrzest, a tak naprawdę nie mające pojęcia o tym co się dookoła niego dzieje jest w stanie poznać Chrystusa? Z perspektywy czasu patrząc na zachowanie swoje a także innych - w tym wieku wiem że do tej wymaganej (podobno) dojrzałości umysłowej jeszcze wiele im brakuje.

Druga wątpliwość - jak można przeczytać w akapicie trzecim "Biblia wskazuje, że małe dzieci "są święte" w oczach Bożych, nawet gdy chrześcijaninem jest tylko jedno z rodziców". Przepraszam - może czegoś nie zrozumiałem - ale co do świętości w oczach tak wspaniałego i kochającego Boga jakim jest Jehowa ma pochodzenie takiego dziecka? Przecież w pierwszym akapicie (patrz wyżej) była mowa o świadomości osoby mającej "poznać Chrystusa" - a co za tym idzie - czy takie dziecko, jeżeli jego rodzice nie są "chrześcijaninem" (w kontekście bycia Świadkiem Jehowy oczywiście) jest w oczach Bożych nic nie warte?

Trzecia wątpliwość - trochę dalej w trzecim akapicie czytamy: "Oczywiście dzieci wchowywane przez bogobojnych rodziców otrzymują szkolenie, dzięki któremu z czasem mogą dobrowolnie postanowić, że też oddadzą się Jehowie". Małe pytanie - Jak wiele znacie młodych osób, które wychowywane w rodzinie Świadków Jehowy nie przyjęły chrztu? Nie chodzi tu o ludzi, którzy ochrzcili się a następnie odeszli od tej jakże "wspaniałej" (pff..) organizacji.

Czwarta wątpliwość - Akapit szósty mówi o krytyce wobec "chrześcijańskich rodziców" oraz sposobu wychowywania przez nich dzieci. "Czy może ktoś krytykować rodziców, że wpajają swym dzieciom to, co uważają za słuszne i pożyteczne pod względem moralnym? Nie krytykuje się na przykład ateistów, którzy uczą swe dzieci, że Bóg nie istnieje. Katolicy czują się zobowiązani wychowywać dzieci w wierze katolickiej i też nie są za to krytykowani. Podobnie więc nikt nie powinien oskarżać Świadków Jehowy, że manipulują umysłami swych dzieci, gdy starają się im przekazać podstawowe prawdy i zasady moralne podane przez Jehowę." Tak więc po kolei - Co zdefiniować można jako "podstawowe prawdy"? Prawdę mówiąć - w głowę dziecka wtłaczana jest taka ilość informacji, jaką posiada każda starsza osoba w zborze. Faktycznie - dzieci nie są do niczego zmuszane. Przynajmniej nie jest to oficjalna nazwa czynności zwanej "zachęcaniem". Tak więc "zachęcani" jesteśmy do głoszenia, czytania, słuchania, uśmiechu itp. ale gdzie jest zachęcanie do mówienia o tym co tak naprawdę każdy z nas myśli? Kolejne - dlaczego od razu "bez bicia" podany jest główny argument manipulacji umysłami dzieci? Jak inaczej można nazwać wpajanie "jedynej słusznej i prawdziwej wiary" dzieciom od najmłodszych lat, twierdzenie że wszystko spoza "organizacji Jehowy" jest złe, nazywanie "innych" światusami oraz zabranianie w uczestniczeniu w życiu publicznym - chociażby głupie zabawy i dyskoteki szkolne - pod płaszczykiem chronienia przed niemoralnością, narkotykami itp. Przecież dziecko jeśli będzie chciało to prędzej czy później i tak coś łyknie/spali. Nie musi to być dyskoteka ani wycieczka szkolna. W nawiązaniu do akapitu siódmego, w którym postawiono pytanie: "A co wtedy, jeśli dziecko sprzeciwia się rodzicielskiemu wychowaniu, gdyż ulega presji rówieśników i chce postępować tak jak oni?" chciałem spytać - dlaczego wymieniona została jedynie presja rówieśników? Dlaczego większość gówien w których babra się "chrześcijańska" młodzież spowodowana jest "presją rówieśników"? A co jeśli ci młodzi ludzie podjęli świadomą decyzję i potrafią już sami zadecydować co jest dla nich dobre a co złe? Jeżeli nie chcę chodzić na zebrania, mam ochotę od czasu do czasu wyjść na jakąś dyskotekę lub imprezę to znaczy że "świat mnie wchłania" albo "rówieśnicy mają na mnie zły wpływ"?

Piąta wątpliwość - Akapit ósmy, ostatnie zdanie dotyczące Tymoteusza, jego matki i babki: "Później, gdy zostały chrześcijankami, nie narzuciły temu młodzieńcowi poglądów religijnych, lecz przekonywały go rozsądnymi wyjaśnieniami opartymi na Słowie Bożym, dzięki czemu uwierzył." Myśląc logicznie - jeżeli mieszkał z matką i babką, a one go tak przekonywały - biedny Tymoteusz nie miał wyboru - musiał uwierzyć. Wiecie czym jest pranie mózgu? Nie? [klik]

Szósta wątpliwość - Akapit dziewiąty. Pierwsze zdanie: "Jehowa mógł tak stworzyć ludzi, że przypominaliby roboty - zaprogramowane do spełniania jego woli, niezdolne do dokonania innego wyboru". Nikt z was - podczas rozmowy ze Świadkami Jehowy nie miał nigdy wrażenia że z kimkolwiek by się nie porozmawiało - każdy mówi to samo? "Starsi" twierdzą że chodzi tu o "jednomyślność ludu bożego" - ale jak dla mnie bardziej o wykute, wpojone ludziom regułki których kurczowo się trzymają.

Tyle z moich wątpliwości odnośnie aktualnego "studium strażnicy".
Chciałbym zaznaczyć że blog ten nie jest prowadzony przeciwko Świadkom Jehowy, a jako zapis prywatnych przemyśleń na temat nauk i zachowań - mam nadzieję - prowadzonych zdrowym okiem.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

"(...) wykute, wpojone ludziom regułki, których się trzymają."- Przywodzi mi to na myśl coś, czego kiedyś byłem świadkiem, ale co ma związek akurat z pewnym kościołem w pewnej, małej zresztą, miejscowości. Panna z "dobrego domu", moja znajoma, należała do rodziny >ściśle< praktykujących katolików. U nich w domu nie wolno było np. czytać gazety innej niż Wyborcza, albo program telewizyjny, oglądać filmów (może trochę przesadzam) innych, niż o Papieżu, a każda rozmowa "polityczna" kończyła się tak samo (Katoprawicowcy są de best i kropka, a Kwaśniewski jest bee). Ona aktywnie uczestniczyła w zyciu kościoła, nie przyjmowała do wiadomości, że sa inne religie i ludzie tam mogą być całkiem "normalni", a nie tacy, jak jej się wydawało (...). Teraz przytoczę pewien przykład, z pozoru niezwiązany z poruszonym tematem: Co się stało po przyjściu na parafię nowego księdza... Zaczepiał ją po każdej mszy "Chodź, porozmawiamy." Tylko ją, żeby nie było wątpliwości. Potem zaczęło się muskanie po ramieniu, zakończone perfidnym zaproszeniem na "herbatkę sam-na-sam". Rozumiem, że ksiądz też człowiek, ale dziewczyna miała chłopaka, za którego chciała niedługo wyjść. Umoralniacz... A na spowiedzi potrafił zbesztać. Dziewczyna jednak miała trochę oleju w głowie, bo powiedziała o wszystkim rodzicom. Dalej cicho sza, tylko księżulek raptownie zmienił parafię (punkt dla Władz kościelnych). A czyż nie jest tak, że jak powiedzieć o takim zajściu księdzu, to każdy odpowie tak samo, jakby unikał rozmowy? Oni nawet czytania wygłaszają z mównicy tym samym, jednostajnym głosem. A jak chcesz jakiejś rady, czy po prostu porozmawiać, to większość z nich wyśle Cię do diabła.

Anonimowy pisze...

moze po prostu urwala Ci sie mysl, ale tych ostatnich kilka zdan tyczy sie rowniez (a moze przede wszystkim) do ludzi w kosciele, czyli wiernych, bo to oni ten kosciol tworza. A niestety, ktorzy nie sa bierni (niepraktykujący) zazwyczaj bywaja albo wrecz fanatyczni albo izoluja sie... Brzmi znajomo? [dwa światy o tym tez pisze (w innym poście)- polecam lekture]

margaret pisze...

Ciekawe. Skoro dziewczyna zwierzyła się jedynie rodzicom to skąd o tym wiesz? Może plotkarzem jesteś, albo jasnowidzem... czy może po prostu świetnym pisarzem - w sensie bajkopisarzem?
Parodia

Anonimowy pisze...

Nie dziwie się, że w dzieciństwie byłeś często brany do "pokoju zwierzeń" jak to nazwałeś.Nie wiem jakim cudem Ty zostałeś głosicielem!!! I Ty byłeś wychowywany w rodzinie Świadków Jehowy???
To jest oczernianie organizacji, a jak organizacji to także naszego Wspaniałego, Kochającego Ojca JEHOWY BOGA!!!
Emila CZęstochowa

Anonimowy pisze...

Kamień odrzucony przez budowniczych stał się kamieniem narożnym.

Ilekroć w publicznych mediach pojawia się temat "Świadkowie Jehowy", tylekroć wychodzą
dobrodzieje przejęci losem społeczeństwa wydanego na ich łup. I oskarżają o wszystko, co możliwe, od okultyzmu po dzieciobójstwo, od fałszowania Słowa po zniewolenie organizacyjne itp itd.Jakby się słyszało słowa: "Szczęśliwi jesteście, gdy was lżą i prześladują, i ze względu na mnie kłamliwie mówią przeciwko wam wszelką niegodziwość. Radujcie się i skaczcie z radości, gdyż wielka jest wasza nagroda w niebiosach; tak bowiem prześladowali proroków przed wami" (Mat 5:11-12).
Jezus wg takich dobrodziejów to był żarłok i pijak,
przyjaciel grzeszników i poborców, który ma demona, jest Samarytaninem,
czyni się równym Bogu i chce zburzyć świątynię. Jeśli więc gospodarza
nazwą Belzebubem, to i jego domowników.Niemniej mądrość potwierdza
swą prawość przez swe dzieła (Mat 11:19).

Dobrodziejów owych "parzy" używanie imienia Jehowy, solą w oku im publiczne głoszenie Ewangelii, znieść nie mogą wysokiego poziomu moralnego Świadków, ich neutralności politycznej, działalnościspołecznej, uczciwości,
praworządności oraz szczerych więzi braterskich.Sami nie tylko nie
są w stanie, ale i nie chcą przyjąć podobnej postawy i podjąć się takiej
działalności, choć Jezus osobiście dał jej wzór i nakazał naśladować.
Dobrodzieje owi nie są w stanie nic zbudować, choć sprawni są w burzeniu wiary drugich. Pożyteczniej by im było z kamieniem do morza (Mk 9:42).Nie są w stanie zaproponować konstruktywnej alternatywy; pytanie Piotra "do kogóż odejdziemy?" (Jn 6:68) pozostawiają bez odpowiedzi.Przecedzająkomara, ale połykają wielbłąda; jak choćby pewien odstępca, który raz do roku z okazji zgromadzeń Świadków daje internetowe świadectwo wierze,ale nie własnej bynajmniej.

Tymczasem dzień po dniu przybliża
się czas wydarzeń, które Biblia od dawna ostrzegawczo zapowiedziała.
Niech zatem współcześni faryzeusze i uczeni w Piśmie dalej pracują na swoją przyszłość. Na pewno nie ominie ich odpowiednia zapłata (Obj 22:10-12).
A Świadkowie nadal będą wypracowywać swe wybawienie z bojaźnią, a równocześnie oświetlać drogę wybawienia drugim; bo w duchowych mrokach współczesnego świata takie światło jest niezbędne (Flp 2:12-15), a drogado życia - tylko jedna (Mt 7:13).
I czasu coraz mniej.