środa, sierpnia 30, 2006

wizyta

Dość długo już nie pisałem. Spowodowane to było.. Zresztą - nie o tym chcę mówić. Ostatnio przeżyłem odwiedziny starszego z mego zboru. Poinformował moich rodziców którzy byli na zebraniu - że "odwiedzi" mnie następnego dnia. Przepraszam bardzo - ale gdzieś mam takie odwiedziny, które można nazwać inaczej "napraszaniem się". Niektórzy mogą powiedzieć że się czepiam, ale w tym momencie innego terminu którym można nazwać takie zachowanie nie widzę. Tak czy inaczej - przyszedł godzinę przed studium książki. Od razu nawiedził mnie swoją osobą. Rozpoczął "delikatną" rozmowę - tak jak robi to większość "starszych". Tematy od "co słychać", "co ostatnio robisz", "jak praca" a kończące się na "kiedy cię zobaczę na zebraniu". Nie wytrzymałem, zacząłem zadawać pytania. Pierwsze - skoro Jehowa - jak możemy przeczytać w Biblii - ustanowił między sobą a ludźmi jako posłannika, tylko i wyłącznie Jezusa - to co robi na samym szczycie organizacji ciało kierownicze - które stanowi "widzialny kanał łączności" ? Ponadto - dlaczego skoro Jehowa jest Bogiem, co za tym idzie - istotą doskonałą, a zakładając że faktycznie ów "kanał łączności" jest Jego dziełem - mylił się niejednokrotnie, częstokroć kompletnie zmieniając dotychczasowe "prawa"? Przecież z doskonałości Bożej wynika również jego nieomylność, a co za tym idzie - najwidoczniej ów "kanał łączności" nie jest przez Jehowę kierowany. Po paru takich pytaniach, a odpowiedziach które nie przynosiły mi wystarczającej satysfakcji - mówiących o "nowym świetle" ów starszy stwierdził że widocznie zacząłem czytać strony odstępców, a co za tym idzie wyniósł się szybciej niż przyszedł, zostawiając przy tym kurtkę. Dziwne zachowanie jak na osobę która powinna pomóc dogłębnie zrozumieć prawdy "biblijne" i wyjaśniać wszelkie wątpliwości. Na koniec tej relacji chciałbym wrócić na chwilę do tematu "nowego światła" dawanego nam przez Ciało Kierownicze. W moim rozumieniu - wybaczcie moją ułomność - nowe światło, oznacza nowe zrozumienie. Jeżeli widzę przedmiot - stwierdzam że jest czarno-biały i okrągły. Nowe światło w tym wypadku oznaczałoby że patrząc na ten sam przedmiot stwierdzam że to piłka. Patrząc przez pryzmat słów owego starszego - "nowe światło" dawane członkom organizacji oznaczałoby - przy patrzeniu na ten sam przedmiot - stwierdzenie że to już nie jest czarno-białe i okrągłe a czerwone i kwadratowe. Mam nadzieję że kiedyś istotę "lepszego zrozumienia" poznam dogłębniej.

piątek, sierpnia 18, 2006

kolejne pytania

Wiem. Zadaję dużo pytań. Chyba lepiej jest myśleć i zastanawiać się nad tym co się wokół dzieje, niż bezmyślnie iść za tłumem, tak naprawdę nie wiadomo w którą stronę.. Niektórzy ze Świadków Jehowy mogą mi zarzucać odstępcze praktyki, ale zrozumcie - nie mam na celu oczerniania Towarzystwa Strażnica. Notuję jedynie moje prywatne przemyślenia i obserwacje co do funkcjonowania zborów, zachowań braci oraz treści zawartych w publikacjach. Zanim mnie więc osądzisz - postaraj się przeczytać wszystkie notatki oraz zastanowić się, czy nie ma w tym czegoś co sam chciałeś/chciałaś powiedzieć a po prostu się boisz. Nie masz czego? Oby napewno?

Wracając do tematu.. Chciałem napisać o słownictwie - dość specyficznym i niezrozumiałym dla osób "z zewnątrz" organizacji. Co szczególnie mi się nie podoba - pogardliwy stosunek do osób nie będących Świadkami Jehowy. Nieprawda? To skąd odnoszące się do tego typu osób określenia światus oraz filistyn? Przecież zgodnie z Psalmem 145:21 należy głosić sławę Jehowy, który jak czytamy w Jakuba 5:11 jest Bogiem tkliwym w uczuciach i miłosiernym. Gdzie owo miłosierdzie i tkliwość wobec potencjalnych przyszłych owieczek? Kolejne sformuowanie o którym chciałem napisać to zły system rzeczy. Ma ono odniesienie do obecnej sytuacji politycznej oraz materialnej wokół. O tym że koniec tego systemu rzeczy jest tuż tuż powtarza sobie każdy Świadek Jehowy od początku do końca życia (sic!). Niejednokrotnie - jeszcze we wcześniejszych latach - dało się słyszeć na zebraniach oraz zgromadzeniach nawoływanie do wytężonej pracy w dziele Pańskim, oraz rozważenie sensu zdobywania wyższego wykształcenia. Ciekawym jest fakt, że jako alternatywę wyższego wykształcenia i dobrze płatnej pracy podawano pełnoczasową służbę pionierską, dzięki której poza zebraniami, zgromadzeniami, studium osobistym oraz przygotowaniem się, a wreszcie samej służbie - taki "pionier" nie ma czasu na nic innego. Dodatkowo - będąc osobą która swoje kształcenie zakończyła na liceum - nie zawsze z maturą - właściwie oprócz ciężkiej, fizycznej pracy nie ma możliwości znalezienia jakiegokolwiek źródła dochodów. Zresztą - zapoznając się z historią ludzkości łatwo zauważyć że osobami słabo wykształconymi łatwiej się kieruje. Tym bardziej jesli ich głównym zajęciem będzie owo głoszenie - mogą sobie z czasem wmówić co zechcą. Nieprawdziwe? Pracowałem jako przedstawiciel handlowy. Pomimo tego że oferta firmy w której byłem na etacie nie była imponująca, a zaplecze techniczne ograniczało się do absolutnego minimum - wiedziałem, że aby klienta do czegokolwiek przekonać, najpierw muszę sam w to uwierzyć. Wiara przychodziła w miarę przedstawiania kolejnych ofert następnym klientom. Takie samo działanie - przynajmniej moim zdaniem - jest w wypadku służby pionierskiej. Czas na rozgłaszaną dobrą nowinę. Mowa jest tu oczywiście o zapowiedzianej w Biblii sytuacji, kiedy Bóg uleczy wszystkie choroby, usunie śmierć itp ( więcej w Objawienia [Apokalipsa] 21:4 ). Najciekawsze jest w tej wspaniałej dobrej nowinie że ów miłosierny Bóg, zniszczy wszystkich nie będących Świadkami Jehowy, nie zważając na ich uczynki. Odrobinę dziwne. Porządek teokratyczny - kolejne sformuowanie z serii ciekawych. Tym razem odnosi się do hierarchii panujące w zborach "chrześcijańskich". A więc na górze jest Bóg, Jezus, Ciało kierownicze ( zwane też ostatkiem ), Biura oddziałów, Komitety tychże biur, Nadzorcy podróżujący, Starsi, Słudzy pomocniczy i na końcu głosiciele. Wszystko pięknie i ładnie - w końcu to organizacja Boża i ma być porządek. Ale czy aby napewno? Przecież jako jedynego pośrednika między sobą a ludźmi Bóg ustanowił Jezusa Chrystusa. Więc może ktoś mi wyjaśni dlaczego do cholery owo Ciało kierownicze jako jedyne ma możliwość poprawnego interpretowania rad, zasad i pouczeń podanych nam w Biblii, mimo że już niejednokrotnie pokazało że jest omylne? Skoro tak sztywno należy trzymać się przykazań Bożych to dlaczego dodano jeszcze jednego "pośrednika" między nami a Bogiem? Następna sprawa.. Dlaczego jeśli ktoś jest Świadkiem Jehowy a spotykają go jakieś problemy życiowe - nazywane to zostaje "prześladowaniami za wiarę", a gdy odchodzi z tej religii a problemy są te same - nazwa zmieniana jest na "brak błogosławieństwa"? Przypomina mi to słowa mego przyjaciela dotyczące pozytywnego nastawienia. Faktycznie - jeśli jest się pozytywnie nastawionym - nawet myśląc "Bóg jest ze mną, błogosławi mi" - kiedy skończą się owe problemy - ta "wiara" a raczej przekonanie będzie o niebo silniejsze, mimo że z ingerencją Bożą toto miało mało wspólnego. Kolejna sprawa - jak wygląda "nie mieszanie się do władzy"? Z obserwacji poczynionych podczas powrotów z zebrań - czy to autobusem czy samochodem, rozmowy często schodzące na tematy polityczne po bezmyślnym skrytykowaniu całej władzy ( nie zwracając uwagi na to co zrobiła dobrego ) schodzą na nadzieję objęcia władzy przez Chrystusa. Dobrze. Jezus obejmie władzę nad światem, ale dopóki to się stanie mamy tu jeszcze żyć. Prawda? Ostatnie trudne sformuowanie na dziś: ośrodek pionierski. Czym jest? Wyjazd - najczęściej na tereny wiejskie, w celu wspomożenia zborów z tamtego regionu, który wobec ogromnego rozrzutu i małej ilości członków nie daje rady opracować tego terenu. Wspomnieniami z ośrodka pionierskiego są najczęściej sińce po upadkach z roweru, oparzenia słoneczne zdobywane "po służbie", gorliwe głoszenie "tubylcom", wspólne wieczory - nieraz połączone ze śpiewami ( ale tylko do 22 (sic!) ) przy ognisku. A wszystko po co? W większości przypadków młodzież wyjeżdża na ośrodki tylko po to żeby zagłuszyć swoje sumienie, pokazać innym jacy są wierni ( znam "pionierów" którzy w sezonie potrafili być na 4-5 ośrodkach ) a także nawiązać bliższe kontakty z osobami płci przeciwnej i napić się piwa. Koleją rzeczy jest powrót do domu i wymyślanie "budujących" doświadczeń. Za przeproszeniem żal ściska conieco.

pytanie przed snem.

Dlaczego, skoro w Organizacji panuje taka jedność myśli, w brew apelom Towarzystwa Strażnica "bracia" tworzą strony internetowe, kanały na różnego rodzaju czatach a nawet grona w serwisie grono.net? Przecież już w 1999 roku w Naszej Służbie Królestwa zostało jasno powiedziane:

Warto zauważyć, że sporo osób utworzyło strony w Internecie - rzekomo po to, by głosić dobrą nowinę. Jest wśród nich wielu nierozważnych braci. Inne mogą zakładać odstępcy, którzy chcieliby zwieść niczego niepodejrzewające jednostki (2 Jana 9-11). W Naszej Służbie Królestwa z listopada 1997 roku na stronie trzeciej wyjaśniano, czy należy tworzyć takie strony: "Nie ma potrzeby, żeby ktoś samodzielnie przygotowywał materiały o działalności lub wierzeniach Świadków Jehowy i zamieszczał je w Internecie. W naszej oficjalnej stronie internetowej [www.watchtower.org] podano wiarygodne wiadomości dostępne dla każdego".
Dodatkowo - wszelkiego rodzaju udział w grupach dyskusyjnych, wypowiedzi na forach internetowych miał być niedozwolony - jak możemy przeczytać w Przebudźcie Się! nr 1 z 8 stycznia 1998, s.12

"Musimy sobie zdawać sprawę, że wiele stron internetowych stworzono w niemoralnych czy nieuczciwych zamiarach. Istnieje też mnóstwo innych miejsc w Internecie, które wprawdzie nie muszą służyć takim celom, niemniej okradają z czasu - dotyczy to na przykład grup dyskusyjnych. Od wszelkich takich pułapek trzymaj się z daleka!"
Skoro więc prawda powinna czynić nas wolnymi i szczęśliwymi, to dlaczego co rusz owa "wolność" zostaje ograniczona - czy to w wypadku dyskusji na forach, czy rozmowach na czatach? Dlaczego nie możemy mieć własnej woli? Pamiętam jak dziś - kiedy 6 lat temu zacząłem przesiadywać na czatach, któregoś razu wspomniałem o tym w rozmowie młodemu "bratu" ze zboru. Oczywiście - on przestraszony z jakimi odstępcami i degeneratami muszę mieć kontakt przedstawił sprawę starszym. Oczywiście - rozmowa w "pokoju zwierzeń" na temat szkodliwości tego typu rozmów (sic!), braku pewności co do "drugiej strony" a także - o dziwo - wypytywanie o treść takich rozmów. Właśnie. Sprawa wścibskiej natury większości współwyznawców. Kolejna sprawa. Nigdy nie miałem dziewczyny w prawdzie - może dlatego że dziwnie bym się czuł idąc z taką na "zgromadzeniu" a jednocześnie wiedząc że ten, ten i ten wcześniej z nią byli. To tak jak być z byłą dziewczyną znajomego. Wracając jednak do tematu. Ilekroć widywano mnie gdzieś w mieście z moją wybranką - kończyło się to na znajomym spuszczaniu wzroku, prowadzącym później do znanego już "pokoju zwierzeń". Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie pytania zakrawające wręcz o "danie w mordę". Godzinny wykład o niemoralności, spotykaniu się z "osobami płci przeciwnej ze świata", pokusach i tak naprawdę o wszystkim i o niczym. Później tradycyjnie - trzeba było przyznać rację, nawet gdyby tej racji nie mieli - z tego względu że gdyby się tego nie uczyniło - o sprawie dowiadywaliby się rodzice. A wtedy - oczywiście znów podobny wykład - tylko że kilku(dniowy/miesięczny). Co za tym idzie - zawsze szło się na łatwiznę. Z drugiej strony - skoro tak wielka moralność cechuje "chrześcijańską młodzież" to skąd stwierdzenie pewnej "siostry" którą kiedyś poznałem na zgromadzeniu okregowym "Na ośrodkach zawsze najwięcej się dzieje w namiotach. Pamiętam - my grałyśmy w karty a A. straciła obok cnotę." Wybaczcie drodzy bracia i siostry - ale z własnego "ośrodkowego" doświadczenia wiem, że wychodzenie w nocy "na spacery", spanie młodzieży w różnych namiotach ( najczęściej kto gdzie padnie - jeśli piwa lub innych trunków jest zbyt dużo ) - należy do codzienności. Więc po cholerę udawać świętych?

rotfl: elitarne wesela.

Przepraszam bardzo - ale takiej "gratki" na weselach Świadków Jehowy jeszcze nie widziałem.

Adres: ==tu-znajdziesz-link=

Wybaczcie, ale moim zdaniem to jest już żenujące, żeby odwołując się do pobudek religijnych oraz chęci pozostania "czystym" w oczach Bożych kręcić interes, w dodatku posługując się imieniem Jehowy. Może jeszcze salon ślubny - z szyldami w stylu "Świadkowie Jehowy" i "stroje zgodne z zaleceniami biblijnymi". W tym miejscu oczywiście parę wersetów biblijnych oraz artykułów ze strażnicy.

czwartek, sierpnia 17, 2006

jak odejść?

Wielokrotnie da się słyszeć głosy, że Świadkowie Jehowy to sekta usidlająca ludzi. Czy to prawda? Zastanawiając się nad tym można dojść do wniosku że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ogólnie rzecz biorąc - nikt nie zabrania spotykać się z ludźmi spoza organizacji, jednak - po lub przed takim spotkaniu można usłyszeć rady, że "złe towarzystwo psuje pożyteczne zwyczaje". Wyobraźcie sobie pewną sytuację. Jesteście w organizacji Świadków Jehowy od dłuższego czasu. Załóżmy - 10-15 lat. W pewnym momencie stwierdzacie, że coś jednak nie pasuje i nie wszystko w niej jest takie, jakie było przedstawiane na samym początku. Wątpliwości rosną, w miarę studiowania publikacji oraz przebywania na zebraniach lub zgromadzeniach. W pewnym momencie chcecie podzielić się owymi wątpliwościami z kimś bliskim. Rozglądając się wokół stwierdzacie, że najbliższymi dla was osobami są "współbracia" bo tak naprawdę przez te 10-15 lat nie utrzymywaliście większych kontaktów z osobami "z zewnątrz", żyjąc w przekonaniu że osoby nie będące Świadkami Jehowy nie są dla was odpowiednim towarzystwem. Kiedy natomiast macie dość życia w obłudzie i kłamstwie ( nie twierdzę że Świadkowie Jehowy kłamią i są obłudni, natomiast większość osób które znam a "usługują" na różnych stanowiskach w zborach do takiej grupy należą ) powstaje pewnego rodzaju blokada. Jaka? Po odejściu z "organizacji" zostajecie zupełnie sami. Nie macie przyjaciół. Na kontakt ze Świadkami Jehowy nie macie co liczyć - zostaliście wykluczeni, w związku z czym o głupim odpisaniu na sms'a lub rozmowie telefonicznej możecie zapomnieć. Spotykając was na ulicy będą traktować was jak powietrze. Myśląc nad tym głębiej jasnym jest wniosek że utrzymanie się w tejże organizacji - oprócz obietnic "życia wiecznego w raju na ziemi" oraz strachu przed śmiercią w Armageddonie, sprowadza się do psychozy wywodzącej się z obawy przed odrzuceniem ze strony wieloletnich znajomych czy przyjaciół.

strażnica z 1 lipca 2006, strona 26-30

Od czasu do czasu mam nadzieję publikować moje przemyślenia na temat aktualnych artykułów do studium strażnicy, lub lektury innych publikacji Towarzystwa Strażnica. Zaczynam od w miarę aktualnego czasopisma - tak jak w tytule notki.

Pierwsza wątpliwość - już w pierwszym akapicie - cytat Tertuliana "Niech [dzieci] stają się chrześcijanami, gdy są w stanie poznać Chrystusa". Nasuwa mi się pytanie - czy takie 12-16 letnie dziecko przyjmujące chrzest, a tak naprawdę nie mające pojęcia o tym co się dookoła niego dzieje jest w stanie poznać Chrystusa? Z perspektywy czasu patrząc na zachowanie swoje a także innych - w tym wieku wiem że do tej wymaganej (podobno) dojrzałości umysłowej jeszcze wiele im brakuje.

Druga wątpliwość - jak można przeczytać w akapicie trzecim "Biblia wskazuje, że małe dzieci "są święte" w oczach Bożych, nawet gdy chrześcijaninem jest tylko jedno z rodziców". Przepraszam - może czegoś nie zrozumiałem - ale co do świętości w oczach tak wspaniałego i kochającego Boga jakim jest Jehowa ma pochodzenie takiego dziecka? Przecież w pierwszym akapicie (patrz wyżej) była mowa o świadomości osoby mającej "poznać Chrystusa" - a co za tym idzie - czy takie dziecko, jeżeli jego rodzice nie są "chrześcijaninem" (w kontekście bycia Świadkiem Jehowy oczywiście) jest w oczach Bożych nic nie warte?

Trzecia wątpliwość - trochę dalej w trzecim akapicie czytamy: "Oczywiście dzieci wchowywane przez bogobojnych rodziców otrzymują szkolenie, dzięki któremu z czasem mogą dobrowolnie postanowić, że też oddadzą się Jehowie". Małe pytanie - Jak wiele znacie młodych osób, które wychowywane w rodzinie Świadków Jehowy nie przyjęły chrztu? Nie chodzi tu o ludzi, którzy ochrzcili się a następnie odeszli od tej jakże "wspaniałej" (pff..) organizacji.

Czwarta wątpliwość - Akapit szósty mówi o krytyce wobec "chrześcijańskich rodziców" oraz sposobu wychowywania przez nich dzieci. "Czy może ktoś krytykować rodziców, że wpajają swym dzieciom to, co uważają za słuszne i pożyteczne pod względem moralnym? Nie krytykuje się na przykład ateistów, którzy uczą swe dzieci, że Bóg nie istnieje. Katolicy czują się zobowiązani wychowywać dzieci w wierze katolickiej i też nie są za to krytykowani. Podobnie więc nikt nie powinien oskarżać Świadków Jehowy, że manipulują umysłami swych dzieci, gdy starają się im przekazać podstawowe prawdy i zasady moralne podane przez Jehowę." Tak więc po kolei - Co zdefiniować można jako "podstawowe prawdy"? Prawdę mówiąć - w głowę dziecka wtłaczana jest taka ilość informacji, jaką posiada każda starsza osoba w zborze. Faktycznie - dzieci nie są do niczego zmuszane. Przynajmniej nie jest to oficjalna nazwa czynności zwanej "zachęcaniem". Tak więc "zachęcani" jesteśmy do głoszenia, czytania, słuchania, uśmiechu itp. ale gdzie jest zachęcanie do mówienia o tym co tak naprawdę każdy z nas myśli? Kolejne - dlaczego od razu "bez bicia" podany jest główny argument manipulacji umysłami dzieci? Jak inaczej można nazwać wpajanie "jedynej słusznej i prawdziwej wiary" dzieciom od najmłodszych lat, twierdzenie że wszystko spoza "organizacji Jehowy" jest złe, nazywanie "innych" światusami oraz zabranianie w uczestniczeniu w życiu publicznym - chociażby głupie zabawy i dyskoteki szkolne - pod płaszczykiem chronienia przed niemoralnością, narkotykami itp. Przecież dziecko jeśli będzie chciało to prędzej czy później i tak coś łyknie/spali. Nie musi to być dyskoteka ani wycieczka szkolna. W nawiązaniu do akapitu siódmego, w którym postawiono pytanie: "A co wtedy, jeśli dziecko sprzeciwia się rodzicielskiemu wychowaniu, gdyż ulega presji rówieśników i chce postępować tak jak oni?" chciałem spytać - dlaczego wymieniona została jedynie presja rówieśników? Dlaczego większość gówien w których babra się "chrześcijańska" młodzież spowodowana jest "presją rówieśników"? A co jeśli ci młodzi ludzie podjęli świadomą decyzję i potrafią już sami zadecydować co jest dla nich dobre a co złe? Jeżeli nie chcę chodzić na zebrania, mam ochotę od czasu do czasu wyjść na jakąś dyskotekę lub imprezę to znaczy że "świat mnie wchłania" albo "rówieśnicy mają na mnie zły wpływ"?

Piąta wątpliwość - Akapit ósmy, ostatnie zdanie dotyczące Tymoteusza, jego matki i babki: "Później, gdy zostały chrześcijankami, nie narzuciły temu młodzieńcowi poglądów religijnych, lecz przekonywały go rozsądnymi wyjaśnieniami opartymi na Słowie Bożym, dzięki czemu uwierzył." Myśląc logicznie - jeżeli mieszkał z matką i babką, a one go tak przekonywały - biedny Tymoteusz nie miał wyboru - musiał uwierzyć. Wiecie czym jest pranie mózgu? Nie? [klik]

Szósta wątpliwość - Akapit dziewiąty. Pierwsze zdanie: "Jehowa mógł tak stworzyć ludzi, że przypominaliby roboty - zaprogramowane do spełniania jego woli, niezdolne do dokonania innego wyboru". Nikt z was - podczas rozmowy ze Świadkami Jehowy nie miał nigdy wrażenia że z kimkolwiek by się nie porozmawiało - każdy mówi to samo? "Starsi" twierdzą że chodzi tu o "jednomyślność ludu bożego" - ale jak dla mnie bardziej o wykute, wpojone ludziom regułki których kurczowo się trzymają.

Tyle z moich wątpliwości odnośnie aktualnego "studium strażnicy".
Chciałbym zaznaczyć że blog ten nie jest prowadzony przeciwko Świadkom Jehowy, a jako zapis prywatnych przemyśleń na temat nauk i zachowań - mam nadzieję - prowadzonych zdrowym okiem.

dzieciństwo

Od najmłodszych lat zabierany byłem na zebrania Świadków Jehowy. Czasem także uczestniczyłem w "służbie". Moje towarzystwo w większości ograniczało się do "zborowych" kolegów i koleżanek. Jednak nawet przy nich musiałem uważać na każde wypowiadane słowo - bo wszystko co by się im nie spodobało - trafiało do ich rodziców, a od nich znów do moich. Przypomina mi to teraz sytuacje opisane w "Zapiskach oficera Armii Czerwonej" - kiedy nawet rodzice bali się donoszących dzieci. Dziwne było dla mnie to że w organizacji Jehowy, opisywanej jako "wyzwalająca" i "oczyszczająca" przed mówieniem o tym o czym myślałem powstrzymywało mnie nie tyle własne sumienie - i tak już "szkolone na podstawie Biblii" a strach przed zostaniem źle zinterpretowanym i kolejną "rozmową" - niewiele tak naprawdę różniącą się od przesłuchania.

Co jeszcze nie podobało mi się "za młodu"?
Na pierwszym miejscu stawał zawsze fałsz i zakłamanie. Wiadomo - dla dziecka wszystko jest albo prawdą albo kłamstwem. Nieznane mi były wtedy "gierki" dorosłych ludzi, dlatego często rozdzierany byłem między tym co słyszałem przed chwilą, a tym co widziałem później.
Dodatkową niechęcią do "prawdy" napawało mnie owe sławne "nowe światło". Nigdy nie lubiłem osób zmieniających zdanie. Jeżeli coś miało być takie a nie inne to z jakiego powodu nagle zostało zmieniane? Tym bardziej, że Bóg jak mnie uczono - jest nieomylny, a co za tym idzie - już wtedy wyciągnąłem taki wniosek - to światło najwidoczniej nie pochodzi od Boga.

W wieku chyba - nie pamiętam dokładnie - dwunastu lat zostałem nieochrzczonym głosicielem. Dlaczego? Mówi się że "zrobiłeś to dla siebie" albo "z miłości do Jehowy", ale wiecie.. tak naprawdę - jaką świadomość religijną ma 12 letni chłopiec? Z tego co pamiętam - zrobiłem to dlatego, że dość miałem pytań i rozmów zaczynających się "ile masz lat?", prowadzących przez "to jesteś już głosicielem?" a kończącym się "a kiedy planujesz być?". Przecież tak naprawdę - jaką wiedzę, którą mogłoby wykorzystać w prawdziwej ewangelizacji - posiada 12 letnie dziecko? Czy można z nim prowadzić rozmowy o sytuacji na świecie? Wie w końcu że są wojny i panuje głód, ale nie zna przyczyn, nie wie co, jak i dlaczego. "Produkowanie" głosicieli w takim wieku jest dla mnie dowodem na próbę uzależnienia już od najmłodszego wieku takiej osoby od "organizacji" oraz "współbraci". Zresztą - zbliżający się okres dojżewania i zmian w sposobie myślenia i wyciąganych wniosków - mógłby tak naprawdę być zagrożeniem dla dalszej egzystencji takiej osoby w zborze. Co za tym idzie - istniałoby też ryzyko dzielenia się swoimi przemyśleniami wśród innych braci. Może dlatego "starsi" przynajmniej dwa razy w miesiącu wychodzili ze mną do służby? Pamiętam że w trakcie owej "służby" wielokrotnie pytali mnie o sytuację w domu, o moje przemyślenia i wnioski, a kiedy od czasu do czasu mówiłem co mi tak naprawdę nie pasuje i co chciałbym zmienić - po paru dniach po zebraniu byłem prowadzony do "pokoju zwierzeń" ( jak później nazwałem pokoik, w którym "starsi" prowadzili rozmowy z "owieczkami".

początek historii, zwany też wstępem

W trakcie dalszej lektury wielu z was może zastanawiać się kim jestem. Mam nieco ponad dwadzieścia lat. Od bodajże ósmego roku życia jestem wychowywany w rodzinie Świadków Jehowy. Odkąd pamiętam nikomu dookoła - a miałem towarzystwo jedynie "w prawdzie'' nie podobało się to co robiłem. Czy to moja fryzura - zawsze nosiłem krótkie włosy, czy ubiór - szerokie spodnie, czy mowa - mówiłem językiem luźnym, nie wyuczonym i nie "sztywnym". Nienawidziłem także fałszu panującego wśród większości "braci" i "sióstr". Zawsze przychodząc na zebranie i byłem radośnie witany - wiedziałem że za plecami sypały się komentarze na temat mego zachowania. Najgorsze było to, że zawsze kiedy starałem się opowiedzieć o tym osobom co do których przynajmniej wydawało mi się że miałem zaufanie - praktykowane było coś w rodzaju donosicielstwa - czy to do rodziców, czy do "starszych" lub "sług pomocniczych". Skutkowało to wieloma rozmowami - do momentu ukończenia owych magicznych 18 lat - z udziałem rodziców. Zawsze byłem postrzegany jako osoba dwulicowa. Dlaczego? Prawdę mówiąc nie mam pojęcia. Zawsze robiłem to, co chciałem. Nigdy się z tym nie kryłem. Mówiłem to co o kimś lub o czymś myślałem - wprost i bez ogródek. Może dlatego większość "braci" się odemnie odsunęła, postrzegając mnie dosłownie jak odstępcę? Możliwe. Wiem jedno. Organizacji Świadków Jehowy, mimo naprawdę szczytnych celów i założeń - nadal wiele brakuje do planowanej doskonałości. To co udało mi się zaobserwować przez kilkanaście lat - zamierzam opisać tak, by w końcu ujrzało światło dzienne. Koniec z milczeniem i załatwianiem spraw "wewnątrz organizacji", gdzie tak naprawdę nic się z tym nigdy nie robi.